Z zimnej Islandii na Sardynię – historia Honoraty Demskiej.

utworzone przez

Witaj Honorato!

Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się na ten wywiad, bo jesteś nie tylko bardzo sympatyczną osobą, ale, z tego co wiem, Twoje życie przebiegało do tej pory – powiedzmy – niestandardowo. Losy zaprowadziły Cię z Polski na bardzo zimną Islandię, byś po kilkunastu latach mogła znaleźć się na Sardynii, w miejscu o zupełnie odmiennym klimacie. Czytelnicy z pewnością będą bardzo ciekawi, jak do tego doszło. Poza tym masz dwa niecodzienne hobbies, o których, mam nadzieję, nam opowiesz… Ale może zacznijmy od tego skąd jesteś?

  • Urodziłam i wychowywałam się w Gdyni. Tu też ukończyłam szkołę gastronomiczną.
  • Pracowałaś w Polsce? Czy od razu po szkole wyjechałaś z kraju?
  • Najpierw pracowałam kilka lat w Polsce, ale już wcześniej wyjeżdżałam na parę miesięcy na Sardynię, do Alghero, gdzie mieszkała moja siostra. Tutaj zajmowałam się opieką nad dziećmi i uczyłam się już trochę włoskiego.
  • Skąd wziął się pomysł, żeby wyjechać na stałe z Polski?
  • Wyjazdu na stałe nie planowałam. Tak jakoś wyszło (śmiech). W Gdyni pracowałam w fabryce pakowania ryżu wraz z przyjaciółką. Szczerze mówiąc była to dość nudna praca i moją przyjaciółkę korciło, żeby wyjechać i spróbować czegoś innego. Wtedy zaproponowała mi wspólny wyjazd do pracy na farmę w Anglii. Nie zdecydowałam się, ale pomysł został w głowie. Z czasem dojrzałam do tej decyzji i skontaktowałam się z firmą pośredniczącą w szukaniu pracy za granicą. Dostałam propozycję wyjazdu, ale nie do Anglii tylko na Islandię, gdzie miałam opiekować się małym dzieckiem.
  • Zdecydowałaś się od razu?
  • Na początku nie byłam entuzjastycznie nastawiona do tej propozycji, bo Islandia to zimny kraj na końcu świata. Zaczęłam trochę o nim czytać i zastanawiać się nad wyjazdem. Los trochę mnie wtedy pchał w tamtą stronę, bo nie byłam zadowolona z pracy, jaką wykonywałam, a poza tym żyłam w toksycznym związku, który bardzo dużo mnie kosztował. Decydującym okazał się telefon od Islandczyka, którego dzieckiem miałam się opiekować. Bardzo mu zależało, żebym się zgodziła i intensywnie mnie namawiał. W efekcie kilka dni później znalazłam się na lotnisku z biletem na Islandię w ręku.
  • Nie bałaś się tej decyzji? W końcu miałaś wyjechać do nieznanego, dalekiego kraju, do jakiegoś mężczyzny, o którym nic nie wiedziałaś…
  • Oczywiście, że tak! Byłam nawet trochę przerażona tym szybkim przebiegiem sprawy, ale zrobiłam to, bo był to najwyższy czas, żeby coś zmienić w życiu. Pomyślałam sobie: „raz kozie śmierć”! Patrząc na tę decyzję z perspektywy czasu, muszę przyznać, że chyba musiałam być wtedy bardzo zdesperowana, by zdecydować się na taką przygodę (śmiech).

Pavlova w wykonaniu Honoraty

  • Wszystko dobrze poszło?
  • Ogólnie tak, ale to, co się potem działo, potwierdziło moją młodzieńczą naiwność. „Schody” zaczęły się już w momencie wylądowania w Reykjaviku, skąd miałam mieć dalszy lot do miejscowości docelowej. Okazało się, że jest bardzo zła pogoda i mój lot został przełożony na następny dzień. Noc musiałam spędzić na lotnisku. Kolejnego dnia, gdy w końcu doleciałam, odebrała mnie kobieta w średnim wieku z dzieckiem i zabrała do siebie. Jak się okazało, była to ex mężczyzny, który mnie zaprosił. Myślałam wtedy, że właśnie tym dzieckiem będę się opiekować, ale okazało się, że nie do końca tak było. Później odebrał mnie wspomniany Islandczyk i zawiózł do swojego domu na farmie, która była oddalona około 15 km od miasta. Po drodze dowiedziałam się, że najpierw musimy zrobić zakupy na dwa tygodnie, bo idzie pora zimowa i może nie być możliwości przejazdu samochodem. To był dla mnie szok, ale co miałam robić… Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek moich przygód.
  • Co było dalej?
  • Gdy dojechaliśmy na farmę, okazało się, że było tam tyle śniegu, że wchodziliśmy do domu przez okno na pierwszym piętrze, bo cały parter był zasypany. Wtedy zaczęłam się naprawdę bać.
  • Brzmi, jak scenariusz jakiegoś horroru…
  • Do tego momentu tak (śmiech). Po czasie okazało się, że Islandczyk nie szukał przede wszystkim opiekunki do dziecka, tylko kobiety, z którą chciałby założyć rodzinę. Byłam tam trzy miesiące. W tym czasie cały czas dostawałam pensję, a jako że nie miałam zbyt dużo pracy, wyremontowałam mu w tym czasie dom. On powoli zakochiwał się we mnie, ale niestety bez wzajemności. Wtedy postanowiłam przedstawić mu moją koleżankę z Gdyni, z którą miał więcej szczęścia. Dziś są razem i mają 14-letniego syna.
  • Jak potoczyły się Twoje dalsze losy?
  • Dużo się w tym czasie działo. Islandczyk pomógł mi znaleźć inną pracę. Na szczęście nie było z tym problemu. Pracowałam w różnych miejscach, ucząc się jednocześnie języka islandzkiego. Poznałam mojego aktualnego partnera, który, jak się okazało, pochodził z Sardynii. Gdy pojawiło się dziecko, postanowiliśmy przenieść się w cieplejsze miejsce. I tak od 3 lat mieszkamy na jego rodzimej wyspie.
  • Imponujący życiorys! Czy jest Ci tu lepiej niż na Islandii?
  • Zdecydowanie tak! Klimat jest dużo bardziej przyjazny do życia. Bardzo lubię tutejszą naturę i oczywiście jedzenie… Mój narzeczony – Alessio – bardzo chciał tu wrócić.
  • Rozumiem, że nie myślisz na razie o powrocie do Polski?
  • Raczej nie. W Polsce nie mieszkam od 20 lat i mimo że życie na Sardynii ma też swoje małe minusy, nie mam na razie takich planów.
  • Jakie minusy masz na myśli?
  • Mam wrażenie, że tu zegary chodzą dużo wolniej. Bardzo trudno załatwić coś od ręki. Zawsze są jakieś problemy, które utrudniają szybkie załatwianie spraw. Jest tu też spora biurokracja. No i nie zapominajmy, że Sardyńczycy są południowcami, którzy na wszystko mają dużo czasu (śmiech).

Storczyk wykonany przez Honoratę

  • Czy poza tym widzisz jakieś różnice między Polakami a Sardyńczykami?
  • Według mnie jesteśmy bardziej pracowici, ale tu też klimat robi swoje. Wydaje mi się, że mężczyźni tutaj mniej piją, rzadziej się rozwodzą i bardziej „wariują” na punkcie swoich dzieci. Oczywiście mogę się mylić, bo, jak już mówiłam, dawno nie byłam w Polsce i dużo w tym czasie mogło się tam zmienić.
  • Co doradziłabyś turyście z Polski chcącemu po raz pierwszy spędzić wakacje na Sardynii?
  • Osobom, które nie lubią upałów, doradzałabym, żeby nie przyjeżdżały tu w lipcu i sierpniu, bo w tym czasie potrafi być bardzo gorąco. W to lato mieliśmy tu rekordowe temperatury dochodzące do 46°C.
  • Co powinien – Twoim zdaniem – zobaczyć Sardyńczyk w Polsce?
  • Proponowałabym na pewno: Kraków, Wieliczkę, Auschwitz, Warszawę no i moje ulubione zoo we Wrocławiu.
  • Czy jest coś, czego brakuje Ci z Polski?
  • Tak, przede wszystkim jedzenia, np. ogórków kiszonych, kabanosów czy wędzonej makreli, a ze słodyczy ptasiego mleczka (śmiech).
  • Wiem, o czym mówisz! Tym bardziej że trudno te rzeczy zrobić samemu, ale à propos robisz bardzo smaczne i fantazyjne torty…
  • Tak, mam z tego dużą frajdę i robię je czasami dla swojej rodziny czy znajomych. To tylko takie małe hobby.
  • Jak już jesteśmy przy temacie hobbies, nie zajmujesz się tylko tortami, robisz też inne rzeczy…
  • Tak, jak mam czas, to np. robię na drutach tradycyjne swetry islandzkie z islandzkiej wełny, z ich oryginalnymi wzorami. Robi się je trochę inaczej niż „zwykłe” swetry, bo praktycznie nie ma elementów, które są ze sobą zszywane. Nauczyłam się tego od kobiet na Islandii w ciemne i zimne wieczory (śmiech).
  • Widziałam je, są bardzo ładne i ponoć Islandczykom też się podobały. Miałaś od nich zamówienia?
  • Tak na Islandii robiłam je dla rodzimych Islandczyków i dla mieszkających tam Polaków, ale co mnie bardzo zdziwiło i ucieszyło, na Sardynii też jest na nie popyt (śmiech).
  • To ciekawe. Mimo tych wysokich temperatur Sardyńczycy chodzą w swetrach?
  • Tak, może wydaje się to dziwne, ale od grudnia do lutego jest tu zimniej i przede wszystkim bardzo wilgotno. To powoduje, że czasami można tu naprawdę zmarznąć. Wtedy dobry sweter może być na wagę złota.
  • Rozumiem, ale z tego, co wiem, to jeszcze nie wszystko, co robisz w wolnych chwilach (śmiech)?
  • Zgadza się (śmiech). Ostatnio odkryłam makramę. To taka starożytna technika wiązania sznurków bez użycia igieł czy drutów. Przy jej pomocy można robić bardzo ładne torebki, ozdoby na ściany czy nawet skarpetki.
  • Wygląda na to, że chyba rzadko się nudzisz (śmiech). Skąd u Ciebie ta potrzeba ciągłej pracy? Powiedziałabyś, że jesteś pracoholiczką?
  • Chyba nie. Mam co prawda pracę jako asystentka personalna, ale to, co robię poza nią, to hobbies. Po prostu bardzo lubię tworzyć coś rękoma. To bardzo mnie odpręża i też w jakiś sposób nakręca, bo za każdym razem, nie mogę się doczekać efektu (śmiech).
  • Gratuluję energii! Czy można gdzieś zobaczyć Twoje prace?
  • Na moim profilu na Facebooku. Tu „chwalę się” niektórymi wykonanymi pracami. Jeśli ktoś byłby zainteresowany tym, co robię, może się ze mną skontaktować przez Messenger.
  • To pozostaje mi tylko życzyć, aby wystarczyło Ci czasu na wszystkie Twoje projekty. Dziękuję za rozmowę i Twoje inspiracje.
  • Również dziękuję.

Zobacz prace Honoraty.

Może chcesz się dowiedzieć więcej?