Kawałek Ligurii na Sardynii

utworzone przez

Rozmowa z mieszkającą w Carloforte Agnieszką Misiewicz o języku, kulturze i historii tego niezwykłego miasteczka w południowo-zachodniej Sardynii.

Otrzymałaś niedawno certyfikat znajomości tabarchino – co to za język?

To jeden z języków regionalnych używanych na Sardynii, a konkretnie w Carloforte na wyspie San Pietro i w miasteczku Calasetta na wyspie Sant’Antioco, choć warianty w obu miejscach nieco różnią się między sobą. I jest on przez mieszkańców (i to w każdym wieku, nawet dzieci!) naprawdę silnie używany, słyszy się go na ulicach zdecydowanie częściej niż język włoski. Do tego stopnia, że kiedy rozmawiają z fuesté – „obcym”, spoza społeczności mówiącej w tabarchino, często tak się rozpędzają, że nawet nie zauważają, kiedy z włoskiego przechodzą na tabarchino.

Skąd pochodzi jego nazwa?

Nazwa pochodzi od tunezyjskiej wyspy Tabarca, na której wcześniej mieszkali założyciele Carloforte. Nie byli to jednak rodowici Tunezyjczycy, a Liguryjczycy z okolic Genui, dla których Tabarca była kilkusetletnim przystankiem. Jak można się domyślać, z sardyńskim ma więc niewiele wspólnego.

Panorama Carloforte

A więc z tunezyjskim?

Trochę tunezyjskich, a nawet arabskich, tureckich słów się zachowało – szczególnie w określeniach kulinarnych, dotyczących potraw przywiezionych przez osadników do Carloforte oraz sposobów ich przyrządzania. Chyba najbardziej charakterystycznym słowem i zarazem daniem jest cascà (wymawia się kaszka, ale nie jak po polsku, tylko z akcentem na końcowe a) – kuskus z warzywami – oraz facussa – wyglądająca jak ogórek, ale należąca do rodziny melonów, również przywieziona z Tunezji, obowiązkowy dodatek carlofortyńskich letnich sałatek.

Emigranci liguryjscy, nawet mieszkając już na tunezyjskiej Tabarce, mieli tak wiele kontaktów handlowych ze swoją małą ojczyzną, że nie przyjęli języka miejsca, w którym przebywali. Posługiwali się nadal genueńskim, który naturalnie przywieźli ze sobą też na Sardynię, zakładając Carloforte i później Calasettę. Jeśli przyjedzie tu Genueńczyk, dziś – 285 lat po założeniu Carloforte – czuje się na wyspie jak w domu, słyszy swój język, je w dużej mierze swoje potrawy.

Są w tabarchino jakieś sardyńskie wpływy?

Mieszkańcy Carloforte mieli od początku więcej kontaktów z Ligurią niż z Sardynią, więc jest ich bardzo niewiele. Te, które są, odnoszą się w większości do rolnictwa i hodowli. Tabarca nie była najlepszym terenem do uprawy roli i utrzymywania bydła, więc przybywając na żyzne ziemie wyspy San Pietro, liguryjscy osadnicy podglądali sąsiadów z Sardynii i zapożyczali ich metody pracy oraz ich określenia, oczywiście przekształcając je zgodnie ze swoją gramatyką i wymową.

Tabarchino – czerpiąc przede wszystkim z genueńskiego – jest tak bogaty i tak intensywnie używany, że niewiele rzeczy i zjawisk pozostawało nienazwanych. Czasem zdarza się nawet, że jakieś słowo w Genui dawno wyszło już z obiegu, a Carloforte czy Calasetta nadal go używają.

Wschód słońca w porcie Carloforte

Jak to się stało, że zaczęłaś się uczyć tego języka?

Kiedy przyjechałam do Carloforte po raz pierwszy, podczas objazdu po Sardynii, nie miałam pojęcia o historyczno-kulturowych korzeniach tego miejsca. Zrobiło na mnie wrażenie już oglądane z płynącego z Calasetty promu. Kolorowe kamieniczki, stare, drewniane łódki rybackie sąsiadujące z nowoczesnymi jachtami zacumowanymi w porcie… Te widoki różniły się od tego, co widziałam wcześniej na Sardynii – choć jeździłam po niej już kilka tygodni.

Na wyspie San Pietro urzekła mnie nie tylko natura, zapierające dech w piersi krajobrazy i bliskość morza z każdego miejsca, ale także to silne przywiązanie do własnej kultury, tradycji. Na wielu domach tabliczki są nie po włosku, a w tabarchino, nazwy ulic są dwujęzyczne, nie wspominając nawet o tym, jak wspaniale ta tradycja przejawia się w kuchni. Oprócz niekwestionowanego króla carlofortyńskich kulinariów, jakim jest tuńczyk, setki innych potraw są żywym podręcznikiem wielokulturowej historii tego miejsca.

Wracając na Sardynię, wracałam już tylko do Carloforte, a w międzyczasie czytałam wszystko, co się dało znaleźć na temat historii, kultury i języka, ba! – słuchałam nawet audycji w tabarchino, transmitowanej w internetowym radio San Pietro, czytałam podręcznik do gramatyki stworzony przez zmarłego niedawno wybitnego badacza tego języka, Fiorenzo Toso.

Flamingi na stawie przy Punta Nera

Fascynacja na całego.

Absolutnie tak! Zakochałam się w tym miejscu i jego kulturze po uszy – do tego stopnia, że przeprowadziłam się tu, przyleciałam pierwszym możliwym samolotem po lockdownie w 2020 roku. Postanowiłam sobie od razu, że zostanę pierwszą Polką znającą tabarchino, a konkurencji nie miałam wielkiej, bo oprócz mnie żyją tu w tej chwili tylko dwie inne Polki, raczej niezafascynowane wyjątkowością lingwistyczną tego miejsca.

Niedługo potem mój zachwyt wyspą i chęć odkrycia każdego jej centymetra, doprowadziły mnie do poznania obecnego narzeczonego – jak się później okazało – antropologa i speca od języka tabarchino, współpracownika profesora Toso i innych moich językowych idoli. Kiedy dowiedziałam się o certyfikowanym kursie gramatyki i ortografii tabarchino, prowadzonym przez Asuciasiun cultürole tabarchiña w ramach projektu Regionu Sardynii organizowanego przez gminę Carloforte, nie miałam wątpliwości, że muszę wziąć w nim udział i spełnić moje postanowienie.

Pozwolił mi usystematyzować wiedzę zgromadzoną w dość przypadkowy sposób i – choć był to kurs poświęcony przede wszystkim zapisowi tego języka – paradoksalnie ośmielił mnie w jego wymawianiu. No i spełnił marzenie zostania pierwszą Polką (a nawet pierwszą nie-Włoszką i nie-carlofortynką) certyfikowaną w tabarchino!

Ale powiedzmy sobie szczerze – kiedy twój narzeczony jest ekspertem od języka i kultury, a z rodziną czy znajomymi rozmawia w tabarchino – nie sposób nie uczyć się codziennie mimochodem.

Cala Vinagra na wyspie San Pietro

Co byś poleciła zobaczyć turystom odwiedzającym Carloforte?

To temat na osobną opowieść, nawet niejedną!

Samo Carloforte jest niewielkim miasteczkiem, kryjącym jednak mnóstwo ślicznych zakamarków, wąskich uliczek między kolorowymi kamieniczkami. Te uliczki, zwane caruggetti, są typowe raczej dla liguryjskiego niż sardyńskiego krajobrazu, więc to kolejny dowód na to, jak odrębne jest to miejsce.

Tętniącym sercem Carloforte jest piazza Repubblica, przez mieszkańców nazywana po prostu placem albo dai Baruffi – od nazwy okrągłych koszy, w których kiedyś sprzedawano tu ryby.

Zaraz po zejściu z promu widać pomnik Karola Emanuela III – uliczka za nim otwiera nasz plac, na którym w miejscu koszy na ryby stoją dziś cztery wielkie fikusy, otoczone okrągłymi ławkami. A na nich – aż kipi od najnowszych ploteczek – jeśli ktoś chce zobaczyć codzienne życie mieszkańców w pełnej krasie, to będzie to najlepszy punkt wyjścia!

Na wprost placu znajduje się kościół św. Karola Boromeusza, a w nim kolejny akcent nawiązujący do historii Carloforte – przepiękny liguryjski krzyż procesyjny, wykonany dwa lata temu według pomysłu czwórki zapaleńców, którzy chcieli kontynuować także tę tradycję. Co ciekawe, zrobiony jest z drewna pochodzącego ze wszystkich miejsc, w których żyli osadnicy z Tabarki: z Carloforte, Calasetty, Genui, Tabarki tunezyjskiej i Nowej Tabarki hiszpańskiej – bo część populacji przeniosła się też tam, choć nie zachowała wielu tradycji.

Warto zobaczyć krucyfiks „w akcji” – nosi się go bez użycia rąk, na specjalnym uchwycie zamocowanym w pasie, co jakiś czas wykonując specyficzny „taniec” wprowadzający w ruch metalowe ornamenty, dzwoniące w charakterystyczny sposób. A warto dodać, że tego typu krzyże ważą od kilkudziesięciu do nawet dwustu kilogramów, wysokością niektóre sięgają prawie czterech metrów!

Okazja do zobaczenia na żywo tego w Carloforte jest podczas procesji z okazji święta patrona wyspy – świętego Piotra (29 czerwca) lub Madonny od Niewolnika (Madonna dello Schiavo, 15 listopada). Figura Madonny od Niewolnika, znajdująca się w pobliskiej kapliczce, została znaleziona w Tunezji przez jednego z carlofortyńskich niewolników, uprowadzonych przez algierskich korsarzy. Po ich powrocie do Carloforte stała się symbolem wyzwolenia i ukochaną przez mieszkańców patronką miasta.

Będąc w Carloforte, koniecznie trzeba spróbować specjałów z tuńczyka i lokalnej kuchni. Większość restauracji jest na naprawdę dobrym poziomie, a dwie z nich są nawet rekomendowane przez Michelin: Da Nicolo i Al Tonno di Corsa, w obu niebo w gębie gwarantowane!

Cała wyspa Świętego Piotra ma 51 kilometrów kwadratowych i wiele naturalnych „atrakcji” – choćby geologicznych czy ornitologicznych, te historyczne są niestety dobrze poukrywane i bez przewodnika raczej trudno się do nich dostać.

Za to miłośnicy plażowania i sportów wodnych mają do wyboru kilkanaście plaży – piaszczystych lub skalistych, wyposażonych w bary i leżaki lub dzikich, w zależności od kierunku wiatru osłoniętych lub z dużymi falami – dla każdego coś miłego.

Bardzo dziękuję za rozmowę!

Może chcesz się dowiedzieć więcej?